Kwestią społeczną naszych czasów i naszej sytuacji stał się totalitaryzm. Zwykle mówi się o nim jako o problemie ideologicznym czy politycznym. Myślę, że można, a nawet trzeba mówić o nim jako o kwestii społecznej, w pewnym znaczeniu nadrzędnej nad wszystkimi innymi, jakie w danym czasie występują. Ciśnieniu totalitarnego systemu komunistycznego, z którym mieliśmy do czynienia, poddane było bowiem całe życie społeczeństwa, wszystkich jego warstw.
W imię tego systemu popełniono zbrodnie. Po roku 1956 podjęto próbę przekształcania systemu. Różny więc w różnych fazach czy też wersjach tego systemu był stopień bezpośredniego czy pośredniego przymusu. Zawsze jednak ten totalitarny charakter systemu odbierał społeczeństwom decydujący wpływ na życie publiczne; z roli podmiotu stanowiącego o kształcie tego życia spychane one były do roli przedmiotu. Wszystkie inne kwestie społeczne występowały jakby w cieniu tej podstawowej cechy systemu komunistycznego narzuconego narodom środkowej i wschodniej Europy.
Można powiedzieć, iż ten totalitarny charakter systemu stanowi o jego niezgodności z naturą człowieka i społeczeństwa. I właśnie w tej niezgodności widzieć trzeba najgłębszą przyczynę niepowodzeń i upadku systemu komunistycznego w naszych krajach.
Watykan, 15 maja
„Gazeta Wyborcza” nr 666, z 24 sierpnia 1991.
Przejście od systemu totalitarnego do systemu demokratycznego nie mogło się w Europie Środkowej i Wschodniej dokonać jednym skokiem. Chcę mówić tu o doświadczeniu mojego kraju i o moim własnym doświadczeniu.
[...]
W warunkach totalitaryzmu między państwem a jednostką czy pomiędzy więzią narodową a więzią rodzinną istniała jakby pusta przestrzeń albo też przestrzeń ta zagospodarowywana była przez struktury w znacznej mierze nieautentyczne. Teraz ta przestrzeń się wypełnia. Powstały w drodze wolnych wyborów samorządy lokalne. Powstają partie polityczne, nowe instytucje społeczne i gospodarcze. Ale dokonuje się to powoli. Przede wszystkim zaś z trudem następuje zmiana nastawień. Natykamy się jakby na pogrobowy rewanż totalitaryzmu: przyzwyczajenie do oczekiwana wszystkiego od państwa i obciążania go za wszystko odpowiedzialnością.
Państwo, które przestało być wszechwładne, ma być najwyższego rzędu strukturą polityczną służącą dobru wspólnemu. Państwo totalitarne było państwem partii, odczuwanym jako coś obcego, na co się nie ma wpływu. Przejście od postrzegania państwa w taki sposób do postrzegania go jako państwa własnego stanowi również ważny problem. Dokonuje się to wolniej, niż jest potrzebne dla zbudowania demokratycznego systemu. Tymczasem państwo, które przechodzi tak wielką i wszechstronną transformację, potrzebuje bardziej niż kiedykolwiek siły społecznego zrozumienia, by spełniać swe funkcje, których przeznaczeniem jest dobro wspólne. Niebezpieczeństwo, które określa się mianem populizmu, jest tu najgroźniejsze, może bowiem prowadzić do społecznej destrukcji. Najogólniej można powiedzieć, że dawna siła państwa, siła wszechwładzy, przestała istnieć, natomiast świadomość obowiązków i praw, jakie niesie porządek demokratyczny, dopiero się kształtuje.
Najtrudniejsze, lecz zarazem najbardziej żywotne dla społeczeństwa problemy wyłania proces zmiany systemu gospodarczego. Przejście od systemu gospodarki upaństwowionej i kierowanej centralnie do gospodarki wolnego rynku nie ma dotychczas historycznych precedensów. Przywracanie systemu opartego na własności prywatnej jest zadaniem ogromnym i niezwykle złożonym. Jest to również powrót do rozwiązań zgodnych z naturą człowieka i społeczeństwa.
Watykan, 15 maja
„Gazeta Wyborcza” nr 666, z 24 sierpnia 1991.
Wielce Szanowny Panie Prezydencie
[...]
W chwili obecnej przystąpienie ponowne do pracy nad ordynacjami wyborczymi wymagałoby jednak czasu i zapisany w Konstytucji termin ogłoszenia przez Prezydenta wyborów oraz data przeprowadzenia wyborów znalazłyby się w niebezpieczeństwie. Uważam, że nie można jakimkolwiek grupowym interesom wyborczym podporządkowywać interesu Państwa. Wybory w październiku są nie tylko wymogiem konstytucyjnym, ale także odpowiadają potrzebom Rzeczypospolitej: jak najszybciej powinien pojawić się parlament powołany w demokratycznych i wolnych wyborach. Tą racją będzie się kierował Klub Parlamentarny Unia Demokratyczna głosując ponownie za ordynacjami uchwalonymi przez Sejm i Senat.
Wyrażam też przekonanie, że żadne tzw. radykalne rozwiązania polityczne, które niektóre ugrupowania polityczne postulują przeciwko porządkowi konstytucyjnemu, nie znajdą poparcia Pana Prezydenta.
Pragnę Pana zapewnić, Panie Prezydencie, że Klub Parlamentarny Unia Demokratyczna odnosi się z najwyższym szacunkiem do Prezydenta RP i ufa, że wszystkimi działaniami Prezydenta kieruje i będzie kierować poszanowanie prawa, demokratycznych zasad życia publicznego oraz dobra wspólnego, jakim jest nasze państwo.
Bronisław Geremek
ok. 13 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 605, z 13 czerwca 1991.
Polska kontynuuje reformy. Jest to konsekwencja zwycięstwa "Solidarności". Zmieniamy kraj i samych siebie. Szukamy rozwiązań, jak drogą ewolucji uporać się ze spuścizną gospodarczych absurdów i politycznych nieprawości.
Polsce potrzebne są wolne wybory parlamentarne. Zapowiedzianego na jesień ich terminu nie wolno odwlekać. Reforma nie może czekać na rezultat przewlekłych partyjnych sporów.
Warszawa, 18 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 617, z 20 czerwca 1991.
Ujawniająca się prawda o polskiej gospodarce, niezależna od niczyjej politycznej woli, ale zgodna z rachunkiem ekonomicznym, niesie dla społeczeństwa wiele zagrożeń. Najważniejsze spośród nich to spadek dochodów realnych i bezrobocie. W ostatnich dniach protestowali kierowcy autobusów, nauczyciele, drogowcy, służba zdrowia, pracownicy przedsiębiorstw oczyszczania. Lista jest długa, większości chodzi o podwyżkę.
Rząd nie ma budżetu w ajencji, są tylko dwa doraźne sposoby, żeby wszystkie te żądania spełnić: albo wydrukować puste pieniądze i powrócić do kolejkowych ćwiczeń przed sklepami, albo podnieść podatki i środkami z tego tytułu obdzielić protestujących. Szukamy rozwiązań długofalowych w restrukturyzacji naszej gospodarki iw jej prywatyzacji, ożywienie muszą przynieść nowe inwestycje i wzrost eksportu.
Warszawa, 18 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 617, z 20 czerwca 1991.
Przedsiębiorstwa państwowe nadal dominują w strukturze polskiej gospodarki. Wiemy już, że mają trudności w przystosowaniu się do nowych reguł gry rynkowej. Ich dyrekcje, często pod wpływem doraźnej presji, wprowadzają w błąd załogę podnosząc wynagrodzenia, nie zastanawiając się nad przyszłością przedsiębiorstwa. Jest to działanie nieuczciwe wobec ludzi.
Rząd posiada program dostosowawczy dla przedsiębiorstw państwowych. Jest on elementem szerszego programu powszechnej prywatyzacji i w tych dniach przedstawiony zostanie społeczeństwu. Program powszechnej prywatyzacji za jeden z głównych celów – obok uwłaszczenia obywateli – stawia sobie uzdrowienie zarządzania przedsiębiorstwami. Będziemy umacniać pozycję dyrektora, w dużych przedsiębiorstwach oddzielone zostaną te składniki majątku, które są zbędne dla przede wszystkim utrzymania produkcji podstawowej, Tworzymy korzystne warunki do przejmowania ich składników przez pracowników w procesie prywatyzacji. Pozostawienie dotychczasowego funduszu płac przy dużym zmniejszeniu zatrudnienia pozwoli na realny wzrost wynagrodzeń i będzie znaczącym krokiem w odchodzeniu od popiwku. Tych, których miejsca pracy będą musiały być zlikwidowane, będziemy wspierać w ich przekwalifikowaniu i w poszukiwaniu nowych miejsc pracy.
Warszawa, 18 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 617, z 20 czerwca 1991.
W imieniu rządu deklaruję wolę poważnego dialogu na temat reform. Kieruję tę ofertę do związków zawodowych i do sił politycznych. Jesteśmy otwarci na rozwiązania programowe, strukturalne i kadrowe. Nie rządowi, lecz reformom potrzebny jest dziś parasol ochronny. Nie boję się sporów, tylko demagogii, która podsyca społeczne napięcie.
Elementarna uczciwość nie pozwala mi na polityczny koniunkturalizm. Dlatego nie ulegnę naciskom, żeby za cenę iluzorycznej poprawy i chwilowej popularności zaprzepaścić to, co już osiągnęliśmy. Reguła tej służby premiera i rządu ma swoją wysoką cenę polityczną. Płacimy już ją dzisiaj w przeświadczeniu, że najważniejsza jest Polska.
Czasy nie sprzyjają używaniu wielkich słów. Powiem więc tylko na koniec, że jestem człowiekiem „Solidarności” i razem z nią na powierzchni i w podziemiu walczyłem o demokrację, a także o zdrową gospodarkę. Tej naszej wspólnej walce daleko jeszcze do końca, choć się nam marzy jak najszybszy powrót do normalnośći. Jesteśmy na dobrej drodze.
Warszawa, 18 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 617, z 20 czerwca 1991.
Daje się dostrzec niebezpieczny podział, że państwo to „oni”, a społeczeństwo to „my”. Nie nastąpiło przełamanie stereotypu, wykształconego w czasach komunistycznych. Czyli po zwycięstwie demokracji w Polsce nie nastąpił proces identyfikacji obywatela z państwem. Nie stało się powszechne przekonanie, że państwo od tego momentu jest już moje, że zwykły obywatel tak samo odpowiedzialny jest za państwo, jak ten, który w danym momencie rządzi. To jest oczywiście wielkie zagrożenie.
Składając dymisję we wrześniu powiedziałem, że wyczerpały się możliwości skutecznego rządzenia państwem. Wydaje się, że i dzisiaj teza ta jest zasadna. Wynika z przesłanek systemowych, braku podstawowych regulacji niezbędnych do uporządkowania systemu zarządzania państwem. Jest to rezultat opóźnienia legislacyjnego wynikłego z bardzo długiej kampanii wyborczej, a ponadto z braku sojuszu wszystkich sił proreformatorskich potrzebnego, by dokonać tej wielkiej przemiany w Polsce.
ok. 6 lutego
„Gazeta Wyborcza” nr 803, z 6 lutego 1992.
Towarzyszące dziś wielu ludziom zaangażowanym w przemiany 1989 r. poczucie zniechęcenia wynika nie tylko ze świadomości opanowania na dłuższy czas głównych ośrodków władzy przez formację postkomunistyczną, ale i z braku rzeczywistej dla niej alternatywy politycznej. Stało się jasne, że w pojedynkę żadne ugrupowanie polityczne takiej alternatywy dziś nie stworzy. Jest to więc z jednej strony, na krótszą metę, sprawa sojuszów przed wyborami parlamentarnymi. Z drugiej strony – przedmiotem debaty i po lewej, i po prawej stronie opozycji, a także w jej centrum staje się coraz częściej kwestia dalszego kształtowania się sceny politycznej w Polsce. Takiego kształtowania, które nie powinno niszczyć, lecz budować. Takich zmian, które [...] nie odbierają zaufania społecznego.
Określenia – prawica czy lewica – są obecnie w Polsce bardziej oznaczeniem miejsca w geografii politycznej kraju, tak jak się ona ukształtowała, niż zdefiniowaniem programowym. W warunkach europejskich żaden ruch polityczny, który chciał być szeroki, nie dawał się zamknąć wyłącznie na lewicy czy na prawicy. Starał się kierować z centrum bardziej w prawo czy bardziej w lewo. Tylko takie miejsce zapewniało mu szerokość. Warto chyba o tych przykładach pamiętać w debacie, która ma również na celu zastanowienie się nad bardziej długofalowymi zmianami polskiej sceny politycznej.
ok. 1 kwietnia
„Gazeta Wyborcza” nr 78, z 1 kwietnia 1996.
W trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny, odzyskawszy w 1989 r. możliwość suwerennego i demokratycznego stanowienia o jej losie, my, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, równi w prawach i powinnościach wobec dobra wspólnego – Polski, wdzięczni naszym przodkom za ich pracę, za walkę o niepodległość okupioną ogromnymi ofiarami, za kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu i ogólnoludzkich wartościach, nawiązując do najlepszych tradycji Pierwszej i Drugiej Rzeczypospolitej, zobowiązani, by przekazać przyszłym pokoleniom wszystko, co cenne z ponadtysiącletniego dorobku, złączeni więzami wspólnoty z naszymi rodakami rozsianymi po świecie, świadomi potrzeby współpracy ze wszystkimi krajami dla dobra Rodziny Ludzkiej, pomni gorzkich doświadczeń z czasów, gdy podstawowe wolności i prawa człowieka były w naszej Ojczyźnie łamane, pragnąc na zawsze zagwarantować prawa obywatelskie, a działaniu instytucji publicznych zapewnić rzetelność i sprawność, w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem lub własnym sumieniem, ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot.
Wszystkich, którzy dla dobra Trzeciej Rzeczypospolitej tę Konstytucję będą stosowali, wzywamy, aby czynili to, dbając o zachowanie przyrodzonej godności człowieka, jego prawa do wolności i obowiązku solidarności z innymi, a poszanowanie tych zasad mieli za niewzruszoną podstawę Rzeczypospolitej Polskiej.
14 marca
„Gazeta Wyborcza” nr 63, z 15 marca 1997.
Z okazji siedemdziesiątej rocznicy urodzin proszę przyjąć moje najlepsze życzenia - składane z całego serca.
Jest Pan, Panie Pośle, jednym z nielicznych Polaków, któremu tak wielu życzy tak wiele dobrego. Jest Pan człowiekiem, którego niezmiernie szanuję, wysoko cenię i często stawiam sobie i innym za wzór. Móc poznać Pana, pracować z kimś, kto jak Pan tyle dokonał dla ogólnego dobra - to niezwykłe doświadczenie.
Polska i Polacy doskonale znają Pana działalność. Potrafi Pan zawsze talent i mądrość kojarzyć z pracowitością, energią, odwagą i konsekwencją. Był Pan sugestywnym publicystą, konsekwentnym demokratycznym opozycjonistą, rozumnym, odważnym i skutecznym działaczem politycznym, rozważnym negocjatorem losu Polski na dziejowym zakręcie. W niezwykle trudnym momencie politycznego i gospodarczego przełomu przyjął Pan na siebie trud rządzenia krajem.
Świat poznał Pana jako sumiennego i stanowczego sprawozdawcę specjalnego Narodów Zjednoczonych w byłej, ogarniętej tragiczną wojną Jugosławii. Swoim autorytetem - jako Przewodniczący Rady Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego i zdecydowany rzecznik udziału Polski w Unii Europejskiej i NATO - wytrwale zjednuje Pan dla tej idei licznych międzynarodowych sprzymierzeńców.
Ogólny szacunek i podziw wzbudziła Pańska postawa współtwórcy Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, przedstawionej społeczeństwu przez Zgromadzenie Narodowe. Potrafił Pan - wolny od uprzedzeń i nieufności, świadom doniosłości sprawy - stanąć ponad wszystkimi podziałami, aby osiągnąć konieczne porozumienie dla uchwalenia tego historycznego dokumentu.
Całym życiem i publicznym działaniem, podejmowanym z myślą o sprawach ludzi i świata, stworzył Pan, Panie Pośle, swój wizerunek rysowany czysto i wyraźnie. Wizerunek wybitnego humanisty, patrioty i męża stanu. Rzeczpospolita, w uznaniu zasług, nagrodziła Pana swoim najzaszczytniejszym odznaczeniem - Orderem Orła Białego. Świat wielokrotnie uczcił Pana prestiżowymi nagrodami.
Dziś, do serdecznych życzeń najlepszego zdrowia i samej tylko pomyślności, które zewsząd do Pana docierają, pozwalam sobie dołączyć jeszcze jedno, też zresztą powszechnie podzielane. Niech nam Pańska dobroć i mądrość, rozsądek i odwaga towarzyszą długo.
19 kwietnia
„Gazeta Wyborcza” nr 92, z 19 kwietnia 1997.
W chwili decyzji wyborca jest jak żyrant cudzego weksla: musi znać człowieka, na którego ma oddać głos, wiedzieć, czy dotrzymuje przyrzeczeń, orientować się w jego kompetencjach. Unia Wolności zasługuje na zaufanie. Ma program, jakiego Polska potrzebuje, i ludzi na pogodę i niepogodę.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Demokracja jest na pewno najmniej złym z ustrojów (pamiętamy przenikliwy i gorzki żart Churchilla, że demokracja jest fatalnie złym systemem, ale nikt lepszego nie wymyślił), ale też niezbyt ciekawym. Reguły jej i procedury są raz na zawsze ustalone i co kilka lat głosy wyborców decydują, komu mają przypaść rządy w państwie. We współczesnych państwach demokratycznych gra rzeczywista toczy się między kilku partiami lub też tylko dwiema najsilniejszymi, a różnice między sposobem, w jaki każda z nich sprawuje władzę po zwycięstwie, są niewielkie. Partie proponujące radykalną zmianę zostały zmarginalizowane.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Unia Wolności, w ślad za swoimi dwiema poprzedniczkami - Unią Demokratyczną i Kongresem Liberalno-Demokratycznym - wywodzi się z ruchu Sierpnia 1980 roku. Siedemnaście lat później pozostaje nie tylko podziw dla odwagi i wyobraźni, które towarzyszyły tamtym dniom, ale także przekonanie, że wola zburzenia systemu komunistycznego musi iść w parze z wolą zmieniania rzeczywistości, że wolność w gospodarce i polityce jest wartością nadrzędną, że solidarność ludzi może rozszerzać granice możliwego. Plan Balcerowicza w 1989 r. wyrastał z tego sposobu myślenia. Konieczne były działania odważne, odwołujące się do programu, a nie do taktyki gry politycznej. Działania te okazały się skuteczne - wiemy dziś o tym wszyscy.
Unii Wolności wróżono nieraz szybki rozpad, wewnętrzne podziały, Unia zaś trwa. Nie tylko „siła spokoju” i upór są u podstaw tego trwania - chociaż to ważne cechy - ale nade wszystko fakt, że Unia jest partią programu, a nie gry o stanowiska.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Dramatem obecnego okresu jest wysoki poziom bezrobocia i nie może być dla nas pociechą, że kraj nasz nie jest w tym wyjątkiem. Proponujemy szybki i intensywny rozwój gospodarczy jako jedyne skuteczne lekarstwo na tę chorobę, bo tworząc dobre warunki dla wysokiego wzrostu gospodarczego, uzyskujemy nowe miejsca pracy i niezbędne środki do polityki solidarności społecznej. Wysuwamy program unowocześnienia polskiego rolnictwa. Obecnie jedna trzecia gospodarstw rolniczych dostosowała się do nowych warunków. Rozwijając przetwórstwo płodów rolnych oraz sektor usług na wsi i w mniejszych miastach, zapewniamy możliwość stopniowych zmian strukturalnych.
Chcemy zmienić to, co można zmienić, i przekonywać, aby solidarnie znosić to, czego zmienić nie można.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Wyciągamy wnioski z doświadczeń polskiej historii. Uzyskaliśmy konstytucyjny przepis określający nieprzekraczalne granice zadłużenia publicznego, aby nigdy nie mogło się powtórzyć gospodarcze szaleństwo zadłużenia z okresu „realnego socjalizmu”. Uważamy, że należy promować przedsiębiorczość, inicjatywę gospodarczą, inwestycje – po to, by nie powtórzyło się doświadczenie czasów saskich, kiedy to „za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”. Słowem: aby nie przejadać przyszłości. Chcemy, żeby szybka prywatyzacja uzdrowiła gospodarkę, żeby z owoców prywatyzacji mogli skorzystać również pracownicy sfery budżetowej, żeby służyła ona potrzebom publicznym. Podatki powinny być z góry ustalone, ale przyrzekamy obniżenie ich do granicy stosowanej w krajach wysokiego rozwoju gospodarczego.
23 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Nie stawiamy pytania, czy państwa ma być mało czy dużo, ale jakie to ma być państwo. Chcemy państwa obywatelskiego i sprawnego, które skutecznie gwarantuje swobody polityczne i poczucie bezpieczeństwa obywatela. Uważamy, że państwo opiekuńcze, scentralizowane i zbiurokratyzowane źle służy ludziom. Chcemy państwa pomocniczego, życzliwego, samorządowego. Wprowadzimy wyższe szczeble samorządu: powiat i województwo. Ostatnie miesiące zmagań z powodzią wykazały potrzebę takiej organizacji samorządu, jak też wprowadzenia nowego podziału administracyjnego. Oznacza to, że władza jest bliżej obywatela, a grosz publiczny wydawany jest oszczędnie i gospodarnie. Wymaga to także zwiększenia budżetu samorządów: czwarta część podatku od dochodów osobistych powinna pozostawać w gminach, zaś doprowadzić chcemy do sytuacji, gdy ponad połowa tego podatku pozostawać będzie w dyspozycji gmin i ponadgminnych struktur samorządu. Unia Wolności opowiada się za Polską lokalną, w której odnajdą swoje miejsce społeczności lokalne.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Ideę wolności wiążemy nierozdzielnie z niepodległością. Szacunek dla kombatantów polskiej niepodległości, dla żołnierzy Polski podziemnej i polskich żołnierzy wszystkich frontów ostatniej wojny oraz poszanowanie narodowej tradycji i kultury łączymy z wolą pełnego uczestnictwa w integracji europejskiej. Członkostwo w NATO i Unii Europejskiej jest gwarancją niepodległości i realizacji naszej szansy na pomyślność materialną. Wymaga to nadal wielkiego procesu przystosowania się, przyspieszenia prywatyzacji, dynamicznego rozwoju gospodarczego. Racjonalnym i właściwie zrównoważonym budżetem zapewnimy unowocześnianie armii i stopniowe dostosowanie jej do standardów euroatlantyckich. Taką politykę chcemy realizować. Nie ma co się bać otwarcia na Europę i na świat: Polska może uzyskać miejsce i rolę podmiotową w Europie.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Bill Clinton w swojej kampanii wyborczej odwoływał się do prowokacyjnego hasła "Economy, stupid!" ["Gospodarka, głupcze!"]. Że gospodarka jest ważna - wszyscy wiemy. Nie dociera jednak do nas w pełni prawda, że nasz sukces zależy teraz najbardziej od edukacji. Mamy wiele szkół wyższych i średnich na europejskim poziomie, ale zaczynamy pozostawać w tyle za innymi krajami europejskimi w poziomie wykształcenia masowego. Chcemy rozszerzyć dostęp do szkół średnich i wyższych nie tylko przez politykę promocji państwowej, ale także reformę systemu finansowania szkół, rozwój systemu bonów edukacyjnych, stypendiów i kredytów bankowych. Unia traktuje "skok" edukacyjny jako priorytet narodowy, który dotyczy losu każdej rodziny. Właśnie edukacja w powiązaniu z rozwojem gospodarczym i przedsiębiorczymi inicjatywami tworzy szanse dla małych miast i wsi, tworzy szanse dla młodego pokolenia.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
W polityce jest jak w życiu – warto się kierować uczciwością i przyzwoitością. Chodzi o to przede wszystkim, żeby państwo było uczciwe. Przywiązywaliśmy duże znaczenie do ustawy o zamówieniach publicznych i domagamy się jej przestrzegania, bo to ukróca korupcję. Nie pozwolimy, aby trwało „rozdawnictwo” urzędów i przywilejów, faworyzowanie „swoich”, wytwarzanie przez nadania władzy posłusznej jej klienteli politycznej. Urzędy trzeba poddać zasadzie służby cywilnej, przywrócić szacunek dla kwalifikacji, dobór kadr podporządkować kryterium kompetencji i umiejętności. Wszyscy muszą być jednakowo odpowiedzialni wobec prawa, dlatego nie pozwolimy, aby immunitet parlamentarny osłaniał przestępstwa i wykroczenia.
23 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Znakomity historyk francuski Fernand Braudel napisał kiedyś, że ludziom potrzebne są trzy rzeczy: zdrowa gospodarka oparta na zasadach rynkowych, państwo demokratyczne i wolność oraz trochę braterstwa. Ostatnie dwa dziesięciolecia nauczyły nas ceny i skuteczności owego braterstwa, które określamy bardzo polskim słowem –solidarnością. W trudnej próbie obrony przed powodzią odnaleźliśmy znowu znaczenie solidarności. Chcemy, żeby wszyscy ci, którzy wołają SOS, mogli liczyć na zrozumienie i pomoc. Chcemy, żeby solidarność była traktowana nie tylko jako wartość, ale także jako dyrektywa polityki społecznej.
23 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Dobrze, że przychodzi do Unii dużo młodych ludzi. Ale musimy sobie i dla nich, i dla nas zadać pytanie, dlaczego się właściwie jest w polityce, a nie na przykład w biznesie.
Mamy dwie skrajne postawy. Z jednej strony upadek tych systemów myślowych, które wieszczyły szczęśliwość świata i które skończyły się Oświęcimiem albo gułagami. Bo uważały, że w wieszczeniu tej szczęśliwości świata wszystko w polityce jest dozwolone, że można uszczęśliwiać ludzi na siłę. Reakcją na to jest inna postawa. Postawa, że świata zmieniać się i tak nie da, wszystko jest grą i w tej grze trzeba mieć tylko mocne łokcie i dobrze się przepychać.
[...] Ciesząc się bardzo z napływu [do UW - red.] młodych ludzi, przestrzegam ich przed wchodzeniem do polityki, jeżeli będą uważać, że polityka jest tylko grą. Bo wtedy lepiej niech idą do biznesu [w przeciwnym razie - red.] zobaczą po pewnym czasie, że zmarnowali swoje własne życie. Tu trzeba o coś walczyć, tu o coś chodzi. Ale również i starszych przestrzegam przed postawą, że troszczy się człowiek tylko o to, żeby z gry nie wypaść. [...] System totalitarny, sposób myślenia totalitarnego upadł, ale na to nie może być receptą, że wszystko jest dozwolone i trzeba się tylko mocno rozpierać w grze. Na to musi być receptą demokratyczne myślenie, że wprawdzie ideału się na tym świecie nie zbuduje, nie ma idealnego ustroju, demokracja też nie jest idealnym ustrojem, ale świat zmieniać można i polepszać go można.
ok. 3 marca
„Gazeta Wyborcza” nr 52, z 3 marca 1998.
Musimy zaawansować realizowanie państwa obywatelskiego. A więc nie państwa, w którym odbywają się te międzypartyjne spory, kto więcej dla swojej partii uzyska, ale państwa obywatelskiego, w którym ludzie mieliby poczucie, że nie ma ciągle tego podziału „my – oni” i że jest to państwo nasze, własne, państwo wszystkich obywateli. Że umacnia się to, że nadrzędnym kryterium obsadzania stanowisk jest stosunek do państwa, a nie kryterium interesu partyjnego. [...]
Myślę, że niedobrze się stało, że przy projekcie decentralizacji państwa, projekcie dalszej reformy samorządowej rząd nie przedstawił od razu pewnych, jasnych kryteriów podziału, i że nie przedstawił koncepcji decentralizacji kompetencyjnej i finansowej państwa. Wtedy ta dyskusja z punktu widzenia każdego obywatela byłaby bardziej przejrzysta i nie byłaby tylko sporem o ilość województw. Reguły rozwoju gospodarki, to mogą być tylko reguły gospodarki wolnorynkowej. Ale problemy społeczne automatycznie się nie rozwiązują. Problemy ludzi odrzuconych stają się materiałem wybuchowym w wielu państwach, społeczeństwach, w Europie i u nas po tym procesie transformacji stają się też materiałem wybuchowym.
W przyszłym roku będzie dziesięć lat, od czasu kiedy zainaugurowaliśmy przemiany. Dla mnie ciężkim problemem było wtedy podejmowanie decyzji, o których wiedziałem, że koszta transformacji będą wielkie. Liczyłem zawsze na to, że te koszta transformacji zrównoważymy wyrazistym programem, który podejmuje sprawę tych ludzi, którzy nie zyskali na transformacji. Ich po prostu tak zostawić nie można.
ok. 3 marca
„Gazeta Wyborcza” nr 52, z 3 marca 1998.
Wielki problem, którego tu nie podjęto, to są konsekwencje naszego wchodzenia do Unii Europejskiej. (...) Ten dialog będzie się toczył nie tylko w negocjacjach, on będzie się może nawet przede wszystkim toczył w Polsce. Żebyśmy zrozumieli, jak skomplikowany, jak trudny to jest proces. Żebyśmy nie ulegali wyimaginowanym lękom, a równocześnie zrozumieli, że to musi przestawić pewien sposób myślenia: w sprawach suwerenności, że wchodzimy w szerszą suwerenność. Dlatego my nie możemy unikać dyskusji jaka Unia, jaki ma być jej kształt i nie możemy unikać dyskusji o konsekwencjach społecznych, które będą nie tylko korzystne.
ok. 3 marca
„Gazeta Wyborcza” nr 52, z 3 marca 1998.
Magnificencjo, panie rektorze, dostojny Senacie, szanowni państwo. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że Polska zawsze była w Europie. Ani w czasie 120 lat rozbiorów, ani w czasie pojałtańskiego podziału w Europie, Polacy nie stracili poczucia przynależności do cywilizacji zachodnioeuropejskiej.
[...] Po 1989 r. mówi się często o naszym powrocie do Europy. Sam, przemawiając jako premier w Radzie Europy, użyłem określenia, że raczej mówić trzeba o odrodzeniu w jedności europejskiej niż o naszym powrocie, bo w Europie byliśmy zawsze duchowo. Było dla mnie czymś niezmiernie zaszczytnym i zastanawiającym, że w 1991 r. podczas swej pielgrzymki do Polski Jan Paweł II nawiązał do słów wypowiedzianych przez polskiego premiera w Radzie Europy i podkreślał właśnie to, że nie jesteśmy tutaj od dziś. [...]
Różne były formy i różne są formy drogi do tego, co nazywa się integracją europejską. Rzecz jasna najważniejszym elementem tego procesu jest rozszerzanie Unii Europejskiej. [...] Rozszerzenie Unii Europejskiej na kraje Europy Środkowowschodniej nie jest zwykłym poszerzeniem, takim jakim ta Unia podlegała dotychczas. Jego wymiar polityczny i moralny jest szerszy niż wymiar ekonomiczny, bo jest właśnie odbudową jedności europejskiej.
[...] Celem polityki polskiej jest zmiana geopolitycznej, cywilizacyjnej sytuacji Polski. Wejście do Unii Europejskiej, tak jak wejście do NATO, jest środkiem, a nie celem.
16 stycznia
„Gazeta Wyborcza” Katowice, nr 13, wydanie z dnia 16 stycznia 1999.
Nie wierzę w takie Stany Zjednoczone Europy jak Stany Zjednoczone Ameryki. Europa jest tworem zbyt skomplikowanym. Nie wierzę w to, [aby] Francuzi wyzbyli się swoich zainteresowań, szczególnie Afryką, aby Hiszpanie wyzbyli się swoich zainteresowań Ameryką łacińską, a jednak te szczególne zainteresowania nie powinny uniemożliwiać ściślejszej i lepszej współpracy europejskiej.
Unia to nie jest zwykły sojusz międzypaństwowy, ale moim zdaniem długo Unia nie będzie zastąpieniem państw narodowych. I wniosek z tego dla mnie jest jeden, na tym chciałbym zakończyć. Musimy sobie uświadomić, jaka jest nasza ambicja. Czy chodzi nam tylko o to, żeby się dostać do Unii Europejskiej i gdzieś tam w niej być, czy też o to, by w przyszłości móc o rozwoju tej Unii współstanowić. Opowiadam się tylko za tym drugim. Tylko wtedy warto nam do Unii iść.
ok. 16 stycznia
„Gazeta Wyborcza” Katowice nr 13, z 16 stycznia 1999.
Rok 1989 był przełomowym w powojennej historii naszego kraju, Europy i świata. Był końcem ponad 40-letniego okresu podziałów i początkiem tworzenia nowych jakości. Dla Polski był rokiem odzyskania pełnej suwerenności i możliwości stanowienia Narodu o własnym losie. Dla Europy i świata – końcem zimnej wojny, który dał możliwość nawiązania nowych stosunków w duchu współpracy. Był to „Czas wielkiej zmiany”.
W 1989 roku odbyły się w Polsce wybory do Sejmu i Senatu, w których Naród po raz pierwszy od II wojny światowej mógł rzeczywiście wybierać swoich przedstawicieli. Wybory czerwcowe, choć nie były jeszcze w pełni demokratyczne, zasadniczo zmieniły sytuację polityczną kraju. Były one pierwszym krokiem ku wolności. Wybory czerwcowe położyły podwaliny pod państwo prawa i gospodarkę rynkową. Z tych wyborów wywodził się pierwszy od ponad 40 lat niekomunistyczny rząd w Europie Środkowo-Wschodniej, którym miałem zaszczyt kierować. Od wyborów czerwcowych minęło już dziesięć lat. Czas zaciera w naszej pamięci tamte wydarzenia. Wielkość i waga spraw, które w tym dziesięcioleciu miały miejsce, również oddalają owe pierwsze chwile wolności. Warto je wspominać i przypominać, abyśmy wiedzieli, z jakim trudem Polacy budowali demokrację.
Wszystkim zwiedzającym tę wystawę chciałbym zostawić przesłanie – fragment mojego expose – „Pragniemy godnie żyć w suwerennym, demokratycznym i praworządnym państwie, które wszyscy – bez względu na światopogląd, ideowe i polityczne zróżnicowanie – mogliby uważać za państwo własne”.
Warszawa, 4 czerwca
„Gazeta Wyborcza” Zielona Góra nr 130, z 7 czerwca 1999.
Naszym zakładanym terminem wstąpienia do Unii jest przełom 2002 i 2003 r. Polskie stanowisko w tej kwestii jest niezmienne. Chcemy równocześnie upominać się stanowczo o sprawy naszego rolnictwa. To nie jest sprzeczne z tym, co mówił Jan Kułakowski. Myślę, że nasi partnerzy w Brukseli wiedzą, że sprawy rolnictwa traktujemy poważnie.
17 lipca
„Gazeta Wyborcza” nr 165, z 17 lipca 1999.
Polska nie może i nie chce pozostawić naszego rolnictwa na boku w negocjacjach z Unią Europejską. Ale z równą siłą chcemy podtrzymywać datę naszego wejścia do UE – 1 stycznia 2003 roku. Są dwa zadania: objęcie polskiego rolnictwa unijnym programem rolnym i ta data wejścia do UE. Walczymy o jedno i drugie.
„Gazeta Wyborcza” nr 165, z 17 lipca 1999.
Uważamy, że proces dostosowawczy w zakresie legislacji przebiega dość wolno. Czy jako przewodniczący sejmowej komisji czuję się za to odpowiedzialny? W jakimś stopniu tak, ale to głównie sprawa rządu, że jest pewne opóźnienie. Będziemy naciskać na rząd, parlament czeka na projekty. Ale z opóźnienia nie robiłbym tragedii: wszystko jest do uzupełnienia.
„Gazeta Wyborcza” nr 241, z 14 października 1999.
Raport [Komisji Europejskiej] jest pozytywny w kategoriach ogólnych, ale krytyczny w szczegółach; taki słodko-kwaśny. Wskazuje na to, że Polska jest przyzwoicie zachowującym się krajem kandydackim i utrzymuje się w czołówce państw dążących do integracji. Ale to też wskazówka, by zwiększyć wysiłki w niektórych dziedzinach, zwłaszcza w dostosowaniu prawa.
Na pewno na niektóre elementy Raportu będziemy musieli odpowiedzieć Komisji „tak, ale”. To znaczy, że zgadzamy się z zarzutami, ale że oczekujemy też pomocy i jasnego stanowiska ze strony samej Unii. Na przykład nie nadążamy za standardami unijnymi w rolnictwie czy ochronie środowiska, ale z kolei Unia nie sprecyzowała dotąd zasad funkcjonowania programów pomocowych SAPARD i ISPA. Nie można zarzucać Polsce, że skoncentrowała się na czterech reformach, zapominając o dostosowywaniu prawa do wymogów unijnych. Reformy także służą przybliżeniu Polski do Unii i są podstawą dla przejmowania dorobku prawnego Wspólnoty.
ok. 14 października
„Gazeta Wyborcza” nr 241, z 14 października 1999.
Te wyniki [spadek poparcia społecznego dla wejścia do Unii Europejskiej] bardzo niepokoją. Jednocześnie wciąż rośnie liczba niezdecydowanych. To może oznaczać, że ludzie otrzymują informacje sprzeczne i nie wiedzą, czy być za, czy przeciw integracji. Wydaje mi się, że brakuje jasnego drogowskazu, być może przewodnika, który wyjaśni ludziom proces wchodzenia do Unii. Trzeba docierać zwłaszcza do społeczności lokalnych. Zacząłem już objazd województw, uczestniczę w konferencjach regionalnych „Zrozumieć negocjacje”. Wyjaśniam, jak sprostać wymaganiom Unii. Takich spotkań z udziałem także innych powinno być jak najwięcej.
19 października
„Gazeta Wyborcza” nr 245, z 19 października 1999.
Uderza mnie spore falowanie nastrojów społecznych pomiędzy czerwcem a październikiem '99. Nic strasznego się w tym czasie w stosunkach między Polską a Unią Europejską nie stało. Sądzę więc, że jest to skutek ogólnego pogorszenia się nastrojów społecznych w tym czasie. Wśród przeciwników integracji zwiększył się odsetek osób przekonanych, że wielkie reformy przeprowadzane ostatnio w Polsce są narzucane nam przez Unię. Ludzie ci nie dostrzegają, że te reformy Polska musiała wprowadzić, lecz obarczają Unię odpowiedzialnością za trudności, jakich doznali w związku z nimi.
Potrzebna jest nam lepsza, systematyczniejsza i bardziej zrównoważona polityka informacyjna i rządu, i samych mediów. Gdy niedawno media opisywały nasze stanowisko w sprawie sprzedaży ziemi cudzoziemcom [Polska chce 18-letniego okresu przejściowego na sprzedaż ziemi cudzoziemcom - red.] i stanowisko UE w tej sprawie, podawane to było tak, jakby Unia odrzuciła nasze stanowisko. A tymczasem i my, i Unia tylko określiliśmy nasze wyjściowe pozycje. Negocjacje w tej sprawie są przed nami. O tym trzeba precyzyjnie informować.
Z badań wynika, że zwiększyły się obawy przed integracją z Unią, ponieważ ludzie boją się gwałtownych zmian, a wiążą je z integracją. Tymczasem będzie to dokonywane stopniowo, nie szokowo. To też trzeba wyjaśniać.
19 października
„Gazeta Wyborcza” nr 245, z 19 października 1999.
To bardzo niepokojące wyniki [spadek poparcia dla wejścia Polski do Unii Europejskiej]. Nie tylko dlatego, że maleje poparcie dla integracji, ale i dlatego, że spada w grupach dotąd proeuropejskich. Widzimy też pewną dezorientację - świadczy o tym wzrost liczby niezdecydowanych. Wniosek: trzeba skuteczniej informować i przekonywać. Ludzie potrzebują wiedzy, co dla nich i ich dzieci oznacza przystąpienie do Unii. Wtedy mniej będzie obaw, a akceptacja stabilna i niezależna od emocji.
19 października
„Gazeta Wyborcza” nr 245, z 19 października 1999.
O gospodarkę mającą taki społeczny sens trzeba było w Polsce zdecydowanie walczyć, począwszy od 1989 r., i jeszcze bardziej trzeba walczyć teraz - z siłami demagogii, złej wiedzy i złej wiary, grupami interesu, politycznym egoizmem i krótkowzrocznością, które kierują się zasadą "im gorzej, tym lepiej".
Elementarnym tego warunkiem jest dalsze równoważenie finansów państwa, które umożliwi obniżkę stóp procentowych. Tylko w ten sposób możemy zmniejszać ryzyko załamania wzrostu gospodarczego, a więc i skoku bezrobocia. Przeciwstawianie budżetu interesom społecznym jest zawsze przejawem demagogii. W obecnych warunkach Polski jest to demagogia wyjątkowo nieodpowiedzialna.
Dla umocnienia wzrostu gospodarki trzeba również szybko i sprawnie prywatyzować pozostałą część sektora państwowego, poprawić prawną obsługę firm, zmniejszać podatkowe i biurokratyczne ciężary nałożone na przedsiębiorców.
8 kwietnia
„Gazeta Wyborcza” nr 90, z 15 kwietnia 2000.
Mówi się o niebezpieczeństwie utrwalania się podziału na dwie Polski: Polskę ludzi wygranych w procesie transformacji i Polskę ludzi porzuconych, zostawionych samym sobie.
[...] Nie potrzeba badań socjologicznych, by wiedzieć, że w Polsce istnieją strefy biedy i duże grupy ludzi, o których można powiedzieć, że nie są włączeni w proces cywilizacyjnego rozwoju. Nie potrzeba badań, by wiedzieć, jak jaskrawo odmienne szanse mają w nauce dzieci wiejskie czy dzieci z małych miast w stosunku do dzieci zamieszkałych w dużych ośrodkach.
Porzuceni czy wykluczeni u nas to efekt uboczny transformacji. Jednak problem wykluczenia czy marginalizacji słabszych związany jest z samym charakterem gospodarki wolnorynkowej czy - jak kto woli - kapitalizmu. Wraz z upadkiem komunizmu odeszliśmy od mitu, że istnieje idealny ustrój polityczny czy gospodarczy. Wiemy, że demokracja, zgodnie ze słynnym powiedzeniem Churchilla, jest złym ustrojem, ale nikt lepszego nie wymyślił. To samo - parafrazując - można by powiedzieć o kapitalizmie, czyli gospodarce wolnorynkowej. Dlatego i demokracja, i gospodarka rynkowa wymagają nieustannej korekty, bez której utrwalają się zagrożenia spójności społecznej mogące powodować nawet wybuchy. Inaczej mówiąc, między rozwojem gospodarczym a rozwojem społecznym istnieje współzależność. Może być ona złamana w ustroju dyktatorskim, który praktykuje wolnorynkową gospodarkę. W ustroju demokratycznym trzeba zaś nieustannie równoważyć aspekty gospodarcze i społeczne. Rynek nie reguluje wszystkiego.
[...]
Społeczna gospodarka rynkowa to gospodarka łącząca zasadę osobistej wolności wszystkich obywateli z odpowiedzialnością za powszechny dobrobyt. Bez korygowania nierówności szans nie jest możliwa spójność społeczna, a bez tego może dochodzić do groźnych wybuchów społecznych. Przede wszystkim chodzi o równość szans w zakresie oświaty, zdrowia, opieki zdrowotnej. Myślę również, że zwracanie uwagi na równoważenie problemów społecznych i gospodarczych może mieć w kraju transformacji, w kraju budującym nową etykę pracy i nową etykę pracodawców, wpływ na to, aby zasadą tej etyki była solidarność. Jest to, najogólniej mówiąc, gospodarka nazywana przez niektórych przyjazną ludziom.
8 kwietnia
„Gazeta Wyborcza” nr 90, z 15 kwietnia 2000.
Europie brakuje wizji i determinacji w sprawie jednoczenia się. [...] Dzięki zmianom zapoczątkowanym w Polsce w 1989 r. zakończył się podział Europy, runął berliński mur, ogromna większość państw Europy zwraca się ku tym samym wartościom demokratycznym. Ta Europa powinna skorzystać z szansy. Jednak bardzo wiele jest w niej egoizmu i krótkowzroczności. Tak trudno dostrzec dziś polityczną odwagę i determinację na miarę autorów planu Schumana. To jest największe rozczarowanie. Z niepokojem obserwujemy, że niektórzy europejscy politycy przestraszyli się własnej wizji. Podnoszone są koncepcje Europy dwóch prędkości-właśnie wtedy, kiedy mamy szansę na unikatowe w dziejowej skali zespolenie kontynentu. Wiedząc, jak bardzo Europa została wzbogacona przy każdym poprzednim poszerzeniu, postuluje się ucieczkę do przodu seniorów integracji, tworzenie europejskiej awangardy. Trudno zgodzić się z takim patrzeniem na przyszłość UE – mówił prezydent.
ok. 15 maja
„Gazeta Wyborcza” nr 112, z 15 maja 2000.
[...] jak doskonale wiadomo, sam byłem poddany procedurze lustracyjnej, która trwała nie kilka tygodni, ale prawie pięć miesięcy. I mimo że próbowano wielokrotnie przekonać mnie, że są to zorganizowane działania polityczne, ani razu nie pozwoliłem sobie na zakwestionowanie sensu lustracji. Także w „Gazecie Wyborczej” mówiłem wówczas – „Lustracja jest koniecznością, tak jak konieczna jest przejrzystość intencji, prawdomówność, uczciwość polityków, członków rządu i parlamentu. Z doświadczeń przebija, że nie jest to narzędzie walki politycznej – to prawo równe dla wszystkich”.
Teraz powtórzę to samo – lustracja to Prawo. Każdy poddany działaniu Prawa może się zachowywać dowolnie. Jedni więc milczą, chociaż brutalne pomówienia mojej osoby i dla mnie, i dla moich bliskich były bardzo ciężkim doświadczeniem. Inni się skarżą, a jeszcze inni mówią o odwecie. Nie oceniam tego i nie komentuję.
„Gazeta Wyborcza” nr 214, z 13 września 2000.
Proszę przyjąć gratulacje z okazji powierzenia Panu przez Naród godności Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.
Polskę i Polaków czekają w nadchodzących latach wielkie zadania: kontynuacja dzieła przebudowy rozpoczętego przed dziesięciu laty, doprowadzenie do końca reform ustrojowych zainicjowanych przez mój rząd, integracja z Unią Europejską, umocnienie bezpieczeństwa i pozycji Polski w świecie. Współdziałanie wszystkich sił społecznych i organów władzy ma dla osiągnięcia tych celów zasadnicze znaczenie.
Głęboko wierzę, że najbliższe lata będą pomyślne dla Polski, a współpraca Pana Prezydenta i mojego Rządu będzie służyć za wzór zgodnego i owocnego działania dla dobra Rzeczypospolitej.
Warszawa, 13 października
„Gazeta Wyborcza” nr 240, z 13 października 2000.
W ciągu ostatniej dekady dokonywał się [...] proces wchodzenia naszych krajów do instytucji europejskich. Nie był to powrót do Europy, ponieważ duchowo byliśmy w niej zawsze, lecz proces poszerzania tych instytucji. Najważniejszym jego składnikiem jest dziś wejście naszych państw do Unii Europejskiej. Nie jest to tylko - jak często się mówi - proces rozszerzenia Unii na Wschód, lecz proces odbudowy jedności europejskiej. Po zakończeniu militarnego i politycznego podziału Europy jest to proces przezwyciężania różnic cywilizacyjnego rozwoju, otwierający i naszym krajom, i całej Europie nową szansę.
Debata dotycząca wizji przyszłości Unii, jaka się dziś toczy, ma wielką wagę. Powstaje pytanie: czy idziemy ku nowemu superpaństwu – co w Europie wydaje się niemożliwe - czy też jest to zupełnie nowy, wytworzony w Europie rodzaj współdziałania państw i społeczeństw, którego charakteru nie potrafimy jeszcze zdefiniować. Unia potrzebuje zapewnienia większej skuteczności swym instytucjom, ale rozwijała się ona pragmatycznie, i tak zapewne pozostanie. Zróżnicowanie krajów europejskich, ich tradycji i zainteresowań mogą pozostać nie słabością, ale bogactwem tego związku państw i społeczeństw.
Unia Europejska, nawet po wejściu do niej naszych krajów, nie obejmie całej Europy od Atlantyku po Ural. Procesy demokratyzujące Rosję czy utrwalające państwowość Ukrainy będą miały istotne znaczenie dla przyszłego obrazu całej Europy. Wedle określenia Papieża Europa oddychać musi swymi obydwoma płucami - zachodnim i wschodnim. Ma to doniosłe znaczenie tak dla jej duchowego rozwoju, jak i dla stabilizacji pokoju i demokracji.
Rzym, 25 listopada
„Gazeta Wyborcza” nr 293, z 16 grudnia 2000.